sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 10

Te kilka dni minęły nam strasznie szybko. Po między mną a Harrym powstała mocna więź. Byliśmy ze sobą bardzo blisko. 
Moje życie mało się zmieniło. Rano wstawałam szłam do radia, potem do domu  i na jakąś imprezę z Olą. Niedługo miały kończyć się wakacje. Harry, Niall i reszta zaczęli już próby do trasy koncertowej. Będę tęskniła za tymi słodkimi głupkami. Harry obiecał że będzie codziennie dzwonić na Skaype. Dziwnie będzie bez nich. Trochę tak smutno. Ale dam radę. Mama z tatą uznali ze mogę iść do szkoły od początku roku. Była bym wtedy w klasie z Kevinem. Fajny z niego chłopak. Miły i uroczy. A co z Sofoklesem? Moja kochana sówka jest taka jak zawsze. Spokojna, cicha, kochana i zawsze głodna. Wstałam wcześnie. Za wcześnie. Była 7. Jęknęłam i przekręciłam się na drugi bok. Sofokles skrzeknoł donośnie domagając się jedzenia.
- Sofokles, proszę cię. Ciszej. - jęknęłam do sowy. Znowu skrzeknoł. - No dobra. Już wstaje. - powiedziałam. Zwlekłam się niechętnie z łóżka i podeszłam do dużej klatki mojego ślicznocha. Z pudełka wyjęłam kawałek mięsa. Przyzwyczaiłam się do tego. Dałam go mojej płomykówce i podeszłam do szafki nocnej. Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na datę. 1 września. Odłożyłam telefon na poprzednie miejsce i podeszłam do szafy. Zaraz! Co?! 1 września?! Rozpoczęcie roku! Spóźnię się! Z szafy wyjęłam TO. Szybko weszłam do łazienki, odświeżyłam się, ubrałam, umalowałam i uczesałam w warkocza na bok. Szybko zbiegłam po schodach i wbiegłam do kuchni. Mama spojrzała na mnie zdziwiona.
- Hej córeczko. Coś się stało? - spytała.
- Hej. Tak trochę. Zapomniałam o rozpoczęciu szkoły. Miałam się spotkać z Kevinem o 8 przy Starbucksie. Zaraz się spóźnię. - powiedziałam szybko.
- Poczekaj chwilę. Zaraz będzie śniadanie. - powiedziała spokojnie.
- Przepraszam ale nie. Muszę lecieć. Pa! - powiedziałam, dałam jej buziaka w policzek i wyszłam z domu. Starbucksa miałam niedaleko. Po 15 minutach byłam na miejscu. Z daleka zobaczyłam wysokiego blondyna, którym był Kevin. Szybko do niego podeszłam. Uśmiechnął się do mnie promiennie i na powitanie przytulił.
- Hej mała. Jak tam? - przywitał się ze mną.
- Hejka. W miarę dobrze. - uśmiechnęłam się do niego.
- To co, idziemy? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałam i ruszyli w stronę szkoły. Cały czas rozmawialiśmy. Co chwilę któreś z nas dźgało drugie w bok i je pchało. Śmialiśmy się na całą ulicę. Czyli zachowanie godne politowania. Ale co nas to obchodziło. Ważne że się dobrze bawiliśmy. Po 10 minutowej drodze pełnej wygłupów stanęliśmy przed budynkiem o białych ścianach i dużej ilości okien. Przed nim znajdował się park z ciemno zieloną trawą i drzewami. Gdzie nie gdzie siedzieli jacyś uczniowie i rozmawiali.
- Stres? - zapytał Kevin.
- Lekki. - przyznałam. A on podał mi rękę i się uśmiechnął. Złapałam ją i ruszyłam razem z nim.
- Na porządku pójdziemy do dyrektorki. - powiedział blondyn, a ja mu tylko przytaknęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Powróciłam, a wraz ze mną Mówię Ciszą!
Zawiesiłam tego bloga ale postanowiłam go odnowić. Będę prowadzić od teraz dwa blogi. Drugim będzie Żyj dla siebie nie dla innych...
Pozdrawiam Ula